Tag Archives: życie codzienne jest interesujące

Lodowisko na Rynku Starego Miasta w Warszawie 2016
Lodowisko na Rynku Starego Miasta w Warszawie 2016. Fot. Tadeusz K. Kowalski

Po II wojnie światowej aż do 1989 rok w Polsce zbierało się wszystko co z Zachodu. M.in. kartki pocztowe i kalendarze, na których dziewczynki w czerwonych płaszczach obszytych białym futerkiem i z dłońmi w mufkach jeździły po lodowisku. Moda się zmieniła, ale czar lodowiska ten sam.

 

Mężczyzna z dzieckiem żebrze. Nieszczęście czy sposób na życie?
Nieszczęście czy sposób na życie? Fot. Tadeusz K. Kowalski

Nie wiem co w tym czasie robi matka. Nie wiem dlaczego pod Arkadią facet z dzieckiem zbiera pieniądze. Nie wiem czy jest ojcem tego dziecka. Te wszystkie pytania nie są ważne. Ważne jest, gdzie jest nasza zorganizowana pomoc społeczna. Dlaczego żaden pracownik naszych służb nie podejdzie i nie spyta, co faceta wygnało z dzieckiem na żebry? Nie pomoże mu?

Zawiozłam mojego starszego syna, Mateusza, do Milanówka. Miasta jego prapradziadków i prababci, miasta, w którym urodziła się i do czasów dorosłości żyła jego babcia, której nie poznał – moja mama. Był na tyle grzeczny , że pozwolił się zawieźć. W tym miejscu, gdzie jest amfiteatr, za moich czasów dziecięcych kiedy przyjeżdżałam do babci na wakacje do jej małego domku na ulicę Przechodnią 14, był dziki staw i lasek. Dzisiaj to jest park i miejsce zabaw dla maluchów i starszych. A że ciepło, to hulaj dusza! 2. dzień świąt Bożego Narodzenia. @015 rok, 12 stopni Celsjusza
2. dzień świąt Bożego Narodzenia. Fot. Tadeusz K. Kowalski

Zawiozłam mojego starszego syna, Mateusza, do Milanówka. Miasta jego prapradziadków i prababci, miasta, w którym urodziła się i do czasów dorosłości żyła jego babcia, której nie poznał – moja mama. Był na tyle grzeczny, że pozwolił się zawieźć. W tym miejscu, gdzie jest amfiteatr, za moich czasów dziecięcych kiedy przyjeżdżałam do babci na wakacje do jej małego domku na ulicę Przechodnią 14, był dziki staw i lasek. Dzisiaj to jest park i miejsce zabaw dla maluchów i starszych. A że ciepło, to hulaj dusza!

To nieprawda, że podczas wigilii jest zawsze tak samo. Te same potrawy, te same obyczaje, ci sami najbliżsi. Okazuje się, że potrawy różne, miejsca różne, ludzie różni i tylko wzruszenie, tkliwość, tęsknota ta sama.

Kolberga

Choinka na Kolberga w Krakowie. Lata 60-te XX wieku
Lata sześćdziesiąte XX wieku. Po lewej ja (choinka jednak stanęła) i Dorota, moja siostra

Początek lat 60. XX wieku. Kamienica, trzecie piętro tuż pod strychem. To pierwsze święta, które pamiętam. Pewnie dlatego, że gdy ojciec ucinał sobie drzemkę, zaczęłam sama ubierać ponaddwumetrową choinkę. Od najpiękniejszych bombek, które starałem się powiesić jak najwyżej, żeby wszyscy je doskonale widzieli. Najwyżej sięgałam stojąc jedną nogą na szczycie oparcia krzesła a drugą – dla utrzymania równowagi – na krawędzi okrągłego blatu ciężkiego dębowego stołu. W pewnym momencie konstrukcja zawiodła i spadając w kierunku tapczanu, chwyciłam za choinkę. Runęłam wraz z nią na ojca. Pokłuła mnie boleśnie. Potłukły się najpiękniejsze bombki. Nawet złość ojca na moją dziecięca głupotę nie zrobiła na mnie wrażenia. Strata była nie do powetowania.

Bałuckiego

Z potraw wigilijnych jako dziecko lubiłam tylko barszcz z uszkami i smażonego karpia. W roku grzybowej z makaronem robionym przez mamę też ją jadłam. No i ciasta. Szczególnie makowiec. Piekło się go z prawdziwego maku, w którego ziarnach było mleczko. Mak po zmieleniu był wilgotny a nie jak w dozwolonych dziś odmianach europejskich – suchy. Do naszego mieszkania na czwartym piętrze na wigilię zawsze przyjeżdżali rodzice mojego ojca. Dziadek – inwalida po wojnie polsko-bolszewickiej– długo wchodził po schodach z trudem łapiąc oddech. Gdy docierał, u szczytu czekał na niego syn, który pomstował na brak punktualności.

Lipnica koło Kowalewa Pomorskiego

Pierwsza wigilia u teściów. Na stole przepych. M.in. zupa wiśniowa z kluskami a ja kompotu z makaronem nie lubię. Są też kluski z makiem, o których do tej pory tylko słyszałam w niechlubnych opowieściach ojca. Większość wigilii przepłakałam. Nie z powodu jedzenia. Było pyszne. Z tęsknoty za mamą. Trwała druga wigilia bez niej.

Szkolne

Mateusz na osiedlu Szkolnym w Nowej Hucie przeżył swoje trzy pierwsze choinki
Czas drugiej w życiu Mateusza choinki

Druga choinka mojego starszego syna – wówczas jeszcze jedynego – stała na biurku w wynajmowanej kawalerce w Nowej Hucie. Jedyne bombki, które udało nam się z mężem kupić, to były czerwone muchomorki. Nóżkę miały srebrną, u dołu pomalowaną, jakby oblepioną trawą. Jeszcze ze dwa grzybki do dziś przetrwały. W tym roku pozostaną w piwnicy, w pudle. Z obtartą farbą, lekko obszczerbione przy oczku, przez które przeciąga się nitkę. Może Mateusz poszedłby w ślady matki i ściągnął na siebie choinkę, ale nawet na paluszkach do niej nie dosięgnął. Na propozycję klusek z makiem jedynie powiedział ze skrzywioną buzią: „be”. Co znaczyło, że brudne. Zjadł za to zupę z mięskiem z karpia, którą tylko dla niego przygotowałam.

Armii Krajowej

Tylko raz teściowie przyjechali do naszego trzydziestoczterometrowego rotacyjnego mieszkania – jak się wówczas nazywało mieszkanie spółdzielcze przejściowe a nie docelowe – na 12 piętrze. Zwykle nasza czwórka jeździła do nich do ponad stumetrowego mieszkania w lipnickiej szkole koło Kowalewa Pomorskiego. Półmiski z karpiem po żydowsku wystawiłam na schody ewakuacyjne, bo w mieszkaniu już nie było na nie miejsca. Gwałtownie przyszedł tęgi mróz i sprawił, że galareta ścięła się w dwóch warstwach. Do tego cebula miała smak ropy. Kompletna porażka.

Barska

Wigilia w Krakowie zimą 2010 roku. Śnieg i mróz.
Wigilia w Krakowie zimą 2010 roku. Śnieg i mróz.

Przyjechałam z Warszawy rano w dzień wigilii. Chłopaki donosiły produkty a ja stanęłam pomiędzy zlewem, kuchenką i parapetem, który robi za blat kuchenny i w pośpiechu kroiłam. Nóż trzymałam w ten sposób, że kciuk dociskał na przykład szybko krojoną pieczarkę. Dużo pieczarek do uszkowego farszu, jabłka do kompotu z suszu, warzywa do barszczu i buraki. Po powrocie ze świąt ortopeda dłoń i rękę po łokieć wsadził mi w gips z powodu zapalenia pochewki ścięgnistej prostowników. Tak dowiedziałam się o ich istnieniu.

Najmilszy dla mnie moment z przygotowań do świąt i z samych świąt? Wspólne z synami robienie uszek i pierogów. Jeden wyrabia ciasto i wałkuje, ja kroję je, wspólnie je lepimy, żartujemy i słuchamy dobrej muzyki. Gotuję ja.

Iwicka

Bombka większa od choinki to prezent od mojego syna. Trudno go było dowieźć z Krakowa do Warszawy. Od kilku lat jest ze mną. Dbam o nią
Tę bombkę dostałam pod choinkę w Krakowie. Trudno było ją dowieźć do Warszawy. Od kilku lat jest ze mną. Dbam o nią

Rok 2016. Pierwsza wigilia w Warszawie, choć mieszkam tu już 11 lat. Mam zapalenie krtani, w nocy dusi mnie świszczący kaszel. Jutro przyjeżdża Mateusz. Maciek z Karoliną będą w drodze do przyjaciół  - Olka i Kory - pod Manchester. Moja siostra też pierwszy raz od kilkunastu lat ma inne plany.
Łatwo w tym małym mieszkaniu nie będzie. Z drugiej strony pewnie mniej odczuję brak Maćka i Doroty, bo przy stole i tak będzie tłok. Nas troje.

rsz_puszcza-_069(1)

Puszcza Kampinoska pod koniec listopada.  Fot. Tadeusz K. Kowalski

Było nas dzisiaj w Puszczy Kampinoskiej dziesięcioro, w tym jedna Włoszka, a oprócz nas dwa psy. Średnia wieku około 69 lat (nie licząc psów). Przeszliśmy około 14 kilometrów, bo już nie każdy z nas może gnać. Tydzień wcześniej też ktoś z tej garstki był i za tydzień też ktoś będzie. Aktywnie trwamy. I choć różne zmiany w Polsce nam się nie podobają, i choć między sobą różnimy się, jeśli chodzi o poglądy polityczne i ideologiczne, od kilkunastu lat chodzimy – w różnej konfiguracji do Puszczy Kampinoskiej. I póki będziemy żyć, póty po puszczy będziemy chodzić.