Nieważna pogoda. Rabe, Polańczyk, Bystre i inne

W Bieszczadach pogoda bywa zmienna, ale mnie nie zdarzyło się, by latem podczas dwutygodniowego pobytu, nie było przynajmniej kilku dni słońca i upałów. Wtedy bazę wypadową zakładam bliżej jeziora Solińskiego, aczkolwiek nie za blisko, bo w Rabe, 16 km od wody.

Każdy ma swoje miejsca, do których lubi wracać: dla mnie to jest trzyhektarowa Rezydencja Bukowy Dwór. Dziś to już cztery drewniane domy, które swą architekturą nawiązują do wschodniogalicyjskich zabudowań dworskich, przy czym świetnie wpisały się w krajobraz stóp pasma Żukowa, przy dużej pętli bieszczadzkiej. W Bukowym Dworze jest tak cudnie, że można by było nie wychodzić poza obręb rezydencji, ale przecież nie po to tu przyjeżdżam.

BUKOWY DWÓR
BUKOWY DWÓR

No i przed gospodarzami wstyd, bo oni, gdyby nie obecność gości, wyszliby na turystyczne szlaki. Jeden – dla najbardziej ospałych i strachliwych turystów – sami oznakowali białą farbą. Prowadzi na grzbiet wzniesienia po drugiej stronie wielkiej pętli bieszczadzkiej. Z góry widoki przepiękne i można poobserwować hodowlane stado żubroni.

Zubronie
Żubronie

Gospodarze przyjechali tu, gdy ich córki poszły już na studia. Przybyli z Nowego Sącza: ona farmaceutka, on inżynier. Kupili trzy hektary ziemi i zaczęli realizować swój plan. Metodycznie, według jasno sprecyzowanych marzeń, bez pośpiechu, by już zarabiać na posiadłości pieniądze, bo przecież kredyt trzeba spłacać. Zwabiła ich dzika przyroda, ale i podskórnie tętniąca mieszanka tradycji, religii i języków. Na tym terenie zgodnie kiedyś żyli Polacy, Ukraińcy, Rusini, Ormianie, Niemcy i Żydzi. Jak mówią, zawsze lubili wspólne górskie wędrówki, a teraz, gdy wyjadą turyści, wszystkie stoki, połoniny i skalne grzebienie pozostają ciche – tylko i wyłącznie dla nich. Można nawet powiedzieć, że są ich.
Z Bukowego Dworu przez Bystre
Było gorąco. Wyruszyliśmy z Tad ścieżką w stronę zalesionych wzgórz i szybko zanurzyliśmy się w cień, który dają drzewa. Zwłaszcza liściaste. Leśna dróżka początkowo pięła się dość stromo pod górę, ale na grzbiecie zamieniła się w wygodną ścieżkę. Zygzakowaliśmy (to ulubiony zwrot Tad) nią, przechodząc obok ścieżynki prowadzącej do Żłobka. Zaplanowaliśmy dłuższy spacer. Do czterech godzin – zapowiedziałam – bo dłużej już nie lubię. Ścieżka poprowadziła nas w dół i nie miała zamiaru się skończyć. I tak było przez dobrą godzinę. Szliśmy równolegle do małego strumyczka, zwanego Mszanką – a ja co rusz myślałam o Tad: „Jest genialny. Potrafi odczytać z mapy drogę w lesie”.

Mszanka
Mszanka

Zza koron drzew dostrzegliśmy trzy kopułki niewielkiej cerkiewki. Zaczęliśmy ku niej schodzić.

Trzy kopuły cerkwi
Trzy kopuły cerkwi

Po drodze minęliśmy samotne, dość pokaźne gospodarstwo, obwieszone i obstawione szwadronem dziwacznych rzeźb przypominających pająki? Kościotrupy? Pogańskie straszydła?

Rzeźby
Rzeźby

Sama cerkiew mocno zaniedbana, niektóre szyby w oknach powybijane, ale krzyże nagrobne świeżo pobielone. Potem się okazało, że to cerkiew w Bystrem. Trochę niżej, już wśród zabudowań Bystrego, w otwartym drewnianym garażu odkryliśmy kolekcję świeżo wyrzeźbionych świątków – mocno frasobliwych.

Świątki
Świątki

Kiedy już ze zmęczenia nie mogłam poruszać nogami, bez okularów jedynie zobaczyłam na remizie tabliczkę z jakąś długą nazwą na „M”. Okazało się, że to Michniowiec, punkt dużo dalej wysunięty niż czterogodzinny spacer (w tę i z powrotem). Przez Dwerniczek powłóczyliśmy nogami do wielkiej pętli bieszczadzkiej. Przez Czarną (Górną ) i Żłobek doprowadziła nas z powrotem do Bukowego Dworu. Wzdłuż drogi asfaltowej – najkrótszej – ledwo szłam. Wszyscy, którzy mnie znają, mogą się domyślić jak bardzo byłam wściekła. Ten spacer – miał trwać góra cztery godziny marszu ­– zajął około sześć trudnych godzin mojego życia. Wróciliśmy do Bukowego Dworu, powiedziałam, że na chwilę się położę i padłam brudna bez życia. Trup. Trup. Trup.
Na drugi dzień przyjechała w gościnę moja siostra Dorota. Po dniu pełnym wrażeń zasiedliśmy w trójkę przed domkiem, by patrząc w gwiaździste niebo pić dobre białe wino (nie pamiętam jakie, ale na pewno chilijskie, bo od pobytu w Chile, te wina preferuję, a w Ustrzykach Dolnych naprawdę były tanie) i właścicielka, pani Dorota, przechodząc wieczorową porą, subtelnie zapytała czy będziemy grzeczni. Okazało się, że poprzedniej nocy ktoś strasznie rozrabiał. Powiedziałam zgodnie z prawdą, że wczoraj poszliśmy na spacer i po sześciu godzinach wędrówki padłam brudna martwa w łóżku. Jak powiedzieliśmy gdzie byliśmy, oceniła, że dobrzy jesteśmy, bo ona z mężem za pierwszym razem nie trafili tam. Super, my nie chcieliśmy trafić. Czy to jest bingo? Takie trafienie przez przypadek? Nie ma historii lepszej dla ludzi w szóstej, siódmej dekadzie życia. Na drugi dzień pani w moim i Tad wieku z dziećmi pod dwudziestkę, sama z siebie powiedziała, że to straszne, te orgastyczne krzyki , które wszyscy wokół słyszeli owego wieczoru. Lepiej oczywiście być podejrzanym o to, niż o morderstwo czy kradzież, pomyślałam i dalej tak myślę.
Z Bukowca do...

Po wyjściu z Bukowca skręciliśmy w bok pod górę, w stronę niewielkich domków, które okazały się czymś do wynajęcia na telefon.

Gdzie spojrzysz, widzisz rzekę San

Z Bukowego Dworu krok dalej
Na świeżego pstrąga chodzę z Bukowego Dworu wielką pętlą bieszczadzką kilometr w dół do Zajazdu przy Kominku. Z drogi miejsce wydaje się byle jakie i niestylowe, ale głębiej jest staw hodowlany, ławy i stoły nad nim a wokół podczas jedzenia pasą się daniele.


I jest fajnie. Na większą i dłuższą biesiadę – jedzenie i klimat bardziej wyszukany – chodzę do Zajazdu pod Czarnym Kogutem do Czarnej Górnej, ale pieszo, to już ponad godzina drogi.

Z drugiej strony gwarancja, że w drodze powrotnej, trochę pobudzi się trawienie. Pod warunkiem, że jakiś tutejszy samochód się nie zatrzyma i kierowca nie spyta, czy może podrzucić kawałek. To częsty w Bieszczadach obyczaj. W swój samochód wsiadam dopiero gdy jadę na większe zakupy do Ustrzyk Dolnych albo krętą małą pętlą bieszczadzką przez Bukowiec do uzdrowiska Polańczyk lub Myczkowa. Tam zalew soliński pochłania całą moją energię. Można oczywiście prażyć się na plaży co jakiś czas pływając by ochłodzić ciało, ale ja wybieram rower wodny lub łódkę. (Za kajak dziękuję, o mało się nie utopiłam wychodząc z kajaku na płyciźnie, tuż przy brzegu. To nic, że to był mój pierwszy raz w życiu na kajaku. Również ostatni.)
fot 10
W jeziorze można łowić sandacze i okonie, bolenie, leszcze i płocie, ale tego też nie robię. Na całym zbiorniku obowiązuje strefa ciszy (zakaz używania silników spalinowych), uprawiane jest żeglarstwo i windsurfing. Ubóstwiam godzinami pływać rowerem wodnym po jeziorze, cieszyć się malowniczymi widokami, pozdrawiać z żeglarzami, zbaczać w liczne odnogi jeziora tam i z powrotem. To zabawa na cały upalny dzień, bo powierzchnia jeziora ma 22 km kw. Trudno się nudzić. Latem po jeziorze kursują też stateczki wycieczkowe.

ZOBACZ CAŁĄ GALERIĘ:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *