Tag Archives: warto zobaczyć w Gdyni

1 Comment

rsz_gdynia_016

Fot. Tadeusz K. Kowalski

Od początku lipca 2015 r. można z placu Grunwaldzkiego na szczyt Kamiennej Góry w Gdyni wjechać za darmo kolejką torową. Podróż na 40-metrowy szczyt trwa 2 minuty. Choć ja nadal wybieram schody, cieszę się, że ci co nie mogli się po nich wspiąć, mogą na Kamienną Górę wjechać, by spojrzeć stamtąd na morze.

W poniedziałek rano, 8 czerwca 2015 r., po weekendzie trwającym aż od Bożego Ciała, wysiadłam z autobusu nr 146 na ul. Wójta Radtkego w Gdyni bez torby z moim laptopem w środku.

Jadąc na dworzec położyłam ją na siedzeniu i nawet nie zdejmując z ramion plecaka przysiadłam. Miałam wystarczający zapas czasu, by zdążyć na pociąg do Warszawy. W lewej ręce trzymałam uchwyt małej walizki na kółkach a z ramienia zwisała mi torebka. Tadeusz, z którym wybieraliśmy się w tę krótką podróż, z małą walizką, pokrowcem z kijami do nordic walking, aparatem fotograficznym i plecakiem na grzbiecie stał tuż przy drzwiach autobusu. Gdy w końcu się otworzyły, wysiadł pierwszy, a ja za sporą grupą ludzi śpieszących do pracy. Dopiero po kilku krokach zorientowałam się, że coś nie gra z moim bagażem. Krzyknęłam: „nie mam komputera!” Tadeusz pobiegł z powrotem na przystanek a ja stanęłam z naszymi wszystkimi klamotami pod kioskiem patrząc w przeciwną stronę, żeby nie zapeszyć. Magiczne myślenie nie pomogło. Zziajany Tad wrócił z pustymi rękami. Wsiadając do taksówki z grymasem cierpienia na twarzy i śladami łez, poprosiłam, by taksówkarz żwawo jechał za autobusem 146, bo zostawiłam w nim komputer. Ruszyliśmy. W kierunku ­– jak usłyszałam – Rewy. W samochodzie nagle zwątpiłam. Skoro nikt za mną nie zawołał, że zostawiam w autobusie pokrowiec z komputerem, to może miał go już na uwadze? Taksówkarz spytał, o której odjeżdża nasz pociąg. Odjechał. Minęliśmy autobus 119, 150, trzeci to był 146. Poprosiłam, by taksówkarz zatrzymał się przed nim. Ten wjechał na chodnik a ja niemal w biegu wysiadłam machając do kierowcy autobusu ZKM. Nie ustawałam machać, gdy on wrzucił lewy kierunkowskaz. Kiedy dopadłam przednich drzwi autobusu, jednak otworzył je. „Zostawiłam w tym autobusie komputer” powiedziałam kwestię, która – słyszałam – zabrzmiała beznadziejnie. Kierowca spojrzał na mnie takim samym wzrokiem. Kątem oka widziałam obojętne spojrzenia innych. Ani drgnęłam. Kierowca powoli sięgnął za swoje siedzenie i wyjął stamtąd mój komputer mówiąc: „ma pani szczęście”.

Tak, miałam szczęście, że któryś z pasażerów autobusu zaopiekował się moją zgubą. Nie tylko nie przywłaszczył jej, ale i wziął za nią odpowiedzialność: oddał kierowcy. Dziękuję ci pasażerko, dziękuję ci pasażerze.

Czy to się mogło zdarzyć w Warszawie, w Krakowie lub w Łodzi? Zdarzyło się w Gdyni. W mieście, w którym samochody jeżdżą z naklejkami „Gdynia moje miasto”.

rsz_dscf5144