Archiwum z miesiąca: lipiec 2015

rsz_dscf6963

Przyszedł o nietypowej porze. W dłoni trzymał list „polecony priorytet” wysłany przeze mnie sześć dni wcześniej z ul. Chełmskiej na Żelazną – obie ulice w Warszawie. Na piechotę, około godziny drogi. Za znaczek zapłaciłam 5 zł 50 gr, choć to właściwie tylko znaczek „350 g a”. Bez nominału, który zachęca, by znaczek wsadzić do klasera.

Z poczty do mnie pieszo idzie się ok. 20 minut. Oczywiście z listem tym nikt nie chodził pieszo, bo z prostego rachunku wynika, że zajęłoby mu to mniej niż sześć dni. Ja też szybciej bym go doniosła do adresata, niż trwało stanie (przysiadanie) w kolejce na poczcie.

I tu nagle słyszę po sześciu dniach, że list nie został dostarczony z powodu „braku dokładnego adresu”. Choć kod i miasto podałam, nazwę ulicy i numer domu też. Przykro, ale cóż, takie jest życie. Sięgam po kopertę a listonosz mówi, że mam zapłacić następne 5 zł 20 gr, żeby list odzyskać. Nie powstrzymałam się przed komentarzem, że pracuje w dziadowskiej firmie. Uśmiechnął się porozumiewawczo. Gdy już trzymałam w rozedrganej dłoni 5 zł i 20 gr, zacisnęłam ją i spytałam, co by było, gdybym listu nie przyjęła? Listonosz z miną pełną zrozumienia poinformował, że po dwukrotnym awizo pozostawionym bez odzewu, list zostanie przemielony na konfetti. Dziękując wylewnie za życzliwość, listu nie odebrałam. Nawet zdążyłam przez telefon pochwalić się jak to nie dałam Poczcie Polskiej zarobić na niedoręczonym liście „poleconym priorytecie” 10 zł 70 gr. Dopiero po chwili sprawdziłam, dokąd przesyłka miała dotrzeć, bo muszę przyznać bez bicia, że „Biuro Obsługi Klienta” mnie też nic nie mówi, mimo dokładnego adresu. Gdy zobaczyłam, że to adres wydziału skarg i reklamacji PKP Intercity przypomniałam sobie, że w kopercie skazanej przeze mnie na przemiał jest faktura, którą miałam podpisać i odesłać, żeby odzyskać 180 zł za zwrócone niewykorzystane bilety.

To zresztą przywiodło mi na myśl zdarzenie sprzed kilku lat. Nagabywana wcześniej przez różne banki, gdy wpadłam do Krakowa na weekend i zmęczona podróżą otwierałam koperty z rachunkami a na koniec otworzyłam list z Pekao SA z dołączoną kartą bankomatową, powiedziałam, co do dziś pamiętam: „No nie, już nawet karty przed podpisaniem umowy, przysyłają”. Sięgnęłam po nożyczki, przecięłam kartę i wyrzuciłam do kosza na śmieci. Już w kilka dni później okazało się, że z mojego Banku BPH przeniesiono mnie przy okazji zmian własnościowych do Banku Pekao SA i pocięłam dostęp do swojego konta. A tym razem wysłałam na stracenie fakturę wartą 180 zł.

Ponieważ listonosz zawsze dzwoni dwa razy, nie powinnam w ogóle wchodzić w spór z pocztą. Za pierwszym razem listonosz był życzliwy. Aż strach pomyśleć po co przyjdzie za drugim razem. Ja za drugim razem list zawiozłam na Żelazną osobiście.

 

 

 

2 komentarze

rsz_20150707_091359

Numerek „062”, który mi wypluł automat, zapowiadał długie czekanie. Dopiero „ 042” wyświetlało się nad okienkiem „9” poczty przy ul. Chełmskiej w Warszawie. Gdy starsza pani weszła do sali z bloczkiem z wcześniejszą niż moja liczbą i stwierdziła „Ojej bez komputerów, to szło szybciej”, postanowiłam działać.

Podeszłam do młodego poczciarza siedzącego przy komputerze za okienkiem. Sennie obsługiwał stojącą po mojej stronie kobietę. Spytałam, czy mogę prosić o znaczek, bo list chcę wrzucić do skrzynki. Popatrzył na mnie. Przeciągle. Skan wyrazu twarzy byłby nie pierwszym dowodem na to, że w Urzędzie Pocztowym 36 w Warszawie nierzadko dobiera się pracowników poprzez selekcję negatywną. Ale nie wolno publikować twarzy ludzi, dla których wymyślono bezrobocie, a którzy mogą umknąć przeznaczeniu dzięki istnieniu niektórych urzędów pocztowych. Sprzedałabym w tym czasie co najmniej kilkanaście znaczków, kiedy poczciarz patrząc mi w oczy – co przecież też zajmuje czas i absorbuje trudną do okiełznania uwagę – wypowiedział, dającą mi do myślenia kwestię: „Jak pani idzie do hipermarketu, to też pani stoi w kolejce” – rzekł był.

Nie wiedzieć czemu dziś nie można kupić znaczków w pierwszym lepszym bądź gorszym kiosku. Tak dobrze to było w złych czasach, kiedy niechętnym nauce dziewczynkom rodzice w domu mówili: jak się nie zaczniesz uczyć, to przez resztę życia będziesz przybijać na poczcie stemple.

Żeby nikt mi nie zarzucił stronniczości: w Urzędzie Pocztowym 1 przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie, obsługa jest doskonała. Poczciarze, głównie panie, nawet zdążą mimochodem zaproponować sprzedaż ubezpieczenia Poczty Polskiej. Żałuję, że nigdy nie spytałam: na wypadek czego?

 

 

 

1 DSCF6307

Jeśli ktoś był dziewczynką i miał wyrozumiałą mamę, to w złotych sandałkach próbował wejść do świeżej kałuży. Sztucznej, nie z deszczówki.

2 Prom 076

Chłopcy z ojcami z poczuciem humoru mogli ćwiczyć w kałuży pluski.

3 Prom 018

Opaleni emeryci po powrocie z Krynicy Morskiej wsiedli na prom, by na Saskiej Kępie podtrzymać swą opaleniznę. Płyn, który wyciekał z ich torby na kółeczkach wyglądał na wodę.

4 Prom 044

Kiedy małżeństwo wypoczęte i opalone w Krynicy Morskiej przeprawiało się na drugi brzeg ….

5 Prom 028

w tym czasie na plaży na Saskiej Kępie już skwierczało.

6 Prom 058

Nieróbstwo na stateczku, to wypróbowany sposób aktywności w upał.

7 Prom 060

Kolejki po nieróbstwo nie powinny dziwić tych, którzy doświadczyli niechcica. Z jednym wyjątkiem: tych, którym tak się nie chce, że nawet nie staną w kolejce za tym, żeby nie musieć czegokolwiek robić.

8 Prom 057

Pracowici przygotowywali się do wielkiej fali. Kiedy indziej, w innym miejscu i z nabytymi nowymi umiejętnościami.

9 Prom 064

Zawsze są tacy, którzy koczują. Upał to tylko pretekst.

10 Prom 067

Warszawska Wisła milsza jest na wodzie niż w niej.

11 Prom 081

Inteligentni rowerzyści nie tylko spowolnili pedałowanie, ale i nie stronili od zraszania swych szprych i ciała.

12 Prom 083

To też rowerzystka. Odstawiła swój jednośladowy pojazd, by nie narazić go na korozję. Sama do wody również podeszła nieufnie.

12aProm 052

Jak zawsze, znaleźli się tacy co podskakiwali. Choć do rytmu.

rsz_13_prom_087

Większość jednak w stolicy dziś w upał odpoczywała.

Jutro - 05. 07. 2015 r. - ma być jeszcze większy upał. Wakacje w ciepłym kraju bez dodatkowych kosztów. Mam nadzieję, że do końca nie pójdziemy w ślady Grecji.

Fot. Tadeusz K. Kowalski