Pożar na dachu budynku Sokola 2. Tuż pod Stadionem Narodowym. Wieczorem też pod stadionem nie tylko warszawiacy będą witać 2016 rok. Dziś początek mediów narodowych, w nocy Sylwester Narodowy a ja sobie życzę, by nadchodzący rok był – choć dla mnie – kosmopolityczny.
Tag Archives: weekendowe imprezy
Jesienią w Wielkiej Brytanii jesień bywa bardziej jesienna
Najpierw się okazało, że zamiast siedzieć i czekać na otwarcie bramki, powinniśmy stanąć w kolejce, żeby być w pierwszej 90-tce. Nie byliśmy i wzięli moją walizkę do luku bagażowego, co mnie strasznie zdenerwowało, bo komputer miałam u Tadka (dla bezpieczeństwa, bo on ma twardą walizkę) a resztę – kable, myszkę itp. miałam w swojej walizce (żeby zmieścić się po 10 kg bagażu na głowę). Pierwszy raz lecieliśmy tanimi liniami lotniczymi więc rzeczywiście nauka kosztuje. Na lotnisku w London Stansted poradziliśmy sobie na piątkę, bez trudu znaleźliśmy autobus, na który kupiłam bilet w Internecie. Już przed samym Coventry tak padało i tak było czarno od chmur, że tylko niemo popatrzyliśmy na siebie. Na szczęście sprawdza się to, co czytaliśmy o tutejszej pogodzie: jest zmienna. Po godz. 16, jak wyszliśmy na miasto, nawet prześwitywało błękitne niebo i słońce.
Najbardziej przykre, że nie udało mi się zapłacić za hotel kartą kredytową, a taki był plan. Na szczęście przyszły pieniądze na inną kartę, bo bylibyśmy w czarnej dupie. A propos czarnej dupy. Chwilami tu zapominasz w jakim jesteś kraju i na jakim kontynencie.
Deszczowy nabór do romansu
Artystka na Dolnym Mokotowie
Biegacze wypierają piechurów
W Maratonie Warszawskim nie o to chodzi kto wygra, zresztą w 37. Maratonie Warszawskim nie dziwi na podium trzech Kenijczyków. Więc o co chodzi, a raczej biega?
Może też nie chodzi o to, żeby uprzykrzyć życie warszawiakom, chociaż jeśli ktoś nie śledzi kalendarza wielkich warszawskich biegów, to może w ogóle nie wyjechać spod domu. Mnie raz się to zdarzyło. Następnym razem byłam sprytniejsza i wyjechałam przed rozpoczęciem biegu przez zawodników, ale nie mogłam do domu wrócić przez kilka godzin. Od tego czasu śledzę wszystkie zapowiedzi masowych biegów i nie jeżdżę w ten dzień samochodem. Cóż z tego, podczas jakiegoś wiosennego biegu przeszłam na piechotę pół Warszawy i tak utknęłam po jednej ze stron Puławskiej, bo nie dało się przejść póki nie przebiegło kilka tysięcy zawodników. Sytuacja była paradoksalna. Biegacze rekreacyjnie truchtali a ja śpieszyłam się stojąc.
Dlaczego te imprezy nie mogą odbywać się wśród drzew Lasu Kabackiego tylko ich trasy muszą kilkakrotnie przecinać środek miasta? Organizatorom idzie przecież o pieniądze. O nic więcej. Na szczęście zawodnikom – o satysfakcję.
Fot. Tadeusz K. Kowalski
Więcej zdjęć:
Byle wyjść na ulice
Juka w trakcie eksmisji
Ta juka – dziś eksmitowana – ma swoją historię. Otóż jukę-matkę, wiele lat temu, na pewno więcej niż jedenaście, bo jeszcze przed moją przeprowadzką z Krakowa do Warszawy, Kama dostała od Renaty (Reni). Przez lata juka stała na parapecie w dużym pokoju Kamy, w mieszkaniu na jej ukochanej, niezwykłej – nie tylko jej zdaniem – Pradze przy ul. Jagiellońskiej (z okien widać cerkiew - Katedrę metropolitalną w Warszawie).
Otóż razu pewnego, odkryłam, że juka-matka ma już dorodne dzieci w innych donicach i pokojach, i od słowa do słowa jedno z nich trafiło w moje ręce.
Niestety nie znałam algorytmu, który przelicza jaki gatunek kwiatu da się hodować w małym mieszkanku, żeby nie powiedzieć – dziupli.
Dlatego dziś, korzystając z okazji, że znów nastał w Bieszczadach sezon na Annę, a ja podlewam jej kwiatki w warszawskim mieszkaniu, postanowiłam podlewać moją jukę też u niej, tak przy okazji.
I always love Woody Allen
Gdyby nie chybiony tok rozumowania Jacka Szczerby w „Gazecie Wyborczej”, żaden debil ani blondynka nie wpadliby na pomysł, by napisać pod jego tekstem komentarz na temat ostatniego filmu Woody Allena: „W tym wieku zwykle ma się sklerozę, trudno więc winić Allena, że się powtarza. Winni są ci, którzy mu na to pozwalają.”
No nie, przecież nikt Allenowi na to nie pozwala! Ludzie na tych filmach wciąż zarabiają miliony dolarów!!! Panie Jacku, chyba pan chybił w swoich argumentach! A przecież nie ma pan 18 lat i kategoria represji wobec autora ze względu na wiek jest chybiona.
No, OK, recenzja Jacka Szczerby jest sprzed kilkunastu dni, ale nie każdy dostaje za darmo wejście na przedpremierowy pokaz. Niektórzy nawet czekają na dni, w których są w kinie tańsze bilety.
Trochę tej przyjemności oglądania filmu zepsuł mi właśnie Jacek Szczerba, autor recenzji w „GW” filmu „Nieracjonalny mężczyzna". W tytule napisał „Woody Allen tym razem boleśnie się przewrócił”.
Panie Jacku, gdyby pan się tak przewracał w życiu jak Woody Allen, to i miałby pan miłe wyobrażenie o swojej męskości i więcej na koncie w banku, niezależnie od alimentów (a propos W.A.).
Pisze pan, że ten film „to podwójna powtórka reżysera z siebie samego”. Ależ Woody Allena kochamy za to, że jest wciąż sobą! On siebie przecież „cytuje”, szkoda mi czasu na znajdowanie recenzji filmowych, w tym pana, w których się odkrywa głębię filmu dla głąbów, którzy nie zauważają „cytatów” z innych filmów.
Jeśli pan po filmie „Nieracjonalny mężczyzna” nie pamięta żadnego błyskotliwego zdania, to czas zrobić testy na pamięć. Tych zdań jest kilka, choćby, co jest ważne w tym filmie, na temat filozofii.
Moim zdaniem nie było też, jak pan napisał, „przydługiego wprowadzenia” do punktu zwrotnego. I nieprawdą jest, że od tego momentu – jak pan napisał – "Nieracjonalny mężczyzna" staje się filmem o zbrodni doskonałej, popełnionej pozornie bez motywu, a do tego "moralnie uzasadnionej". Od momentu zwrotnego ten film nie jest o zbrodni doskonałej, ale np. o tym (ale niekoniecznie), że sens życia polega na tym, żeby pomagać innym i że to coś kręci i przepędza nawet impotencję! Tego wątku, panie Jacku, wcale Woody Allen „nie wałkował”. Pisać, że w "Nieracjonalnym mężczyźnie" Woody Allen się powtarza, to wręcz jakaś aberracja. Woody Allen powtarza się przecież od drugiego swojego filmu, który nakręcił. Tylko w pierwszym był oryginalnym Woody Allenem. Nieprawdą jest też i to, że przed podobnym dylematem, co Lucas, stawał okulista (Martin Landau) w „Zbrodniach i wykroczeniach" (1989), zlecający mafii zabicie swej kochanki (Anjelica Huston), a we "Wszystko gra" (2005) przystojny i biedny trener tenisowy (Jonathan Rhys-Meyers), strzelający do kochanki (Scarlett Johansson). Ten drugi, jak pan zauważył, „by nie stracić szansy pozostania w bogatym środowisku swej żony”. Jakże to inne powody zbrodni!
Co do reszty wytyków – żeby nie przynudzać – to są cytaty a nie powtórzenia. Mrugnięcie okiem do milionów fanów 80-letniego reżysera.
To, że Woody Allen wprowadza narrację z offu i jak Jacek Szczerba zauważa powtarza w nim to, czego dowiedzieliśmy się wcześniej z samego ekranowego „dziania się”, może też wynikać z wymogów producenta, który obawia się, że współczesny widz – mniej otrzaskany z kulturą niż Jacek Szczerba – mógłby czegoś nie zrozumieć.
Ba, nawet krytycy filmowi, tak zasłużeni, nie zawsze chyba czują bluesa.
Na pamiątkę bitwy na przedpolach Warszawy
Polacy przyjechali do Warszawy z różnych stron Polski, by w święto Wojska Polskiego stanąć z nim twarzą w twarz.
W defiladzie jechały m.in. różnorodne pojazdy opancerzone.
Samolot M-28 Bryza.
PZL-130 Orlik. Oblatany dziewięć lat po M-28 Bryza.
MiG-29. Po raz pierwszy wzniósł się w powietrze w 1977 roku. Wciąż współczesny myśliwiec frontowy.
Tak zamaskowany żołnierz, to tylko z oddziału specjalnego do mission impossible.
Ludzie stojący w grudniu 1960 roku na trasie przejazdu młodej pary – Baldwina I, króla Belgii i hiszpańskiej arystokratki Fabioli – oglądali parę przez prymitywne, zapewne wyprodukowane z myślą o tej sytuacji, drewniane peryskopy. Dziś trzeba na tłumne imprezy uzbroić się co najmniej w teleskopowy wysięgnik dla aparatu lub komórki.
Kilkuletni chłopczyk z flagą państwową zawsze budzi nadzieję, że jak dorośnie też będzie beztrosko świętował: bez kaptura na głowie, maski przeciwgazowej i petard.
W takich sytuacjach mnie zawsze najbardziej interesował ostatni szereg.
Fot. Tadeusz K. Kowalski
List otwarty Grażyny Lubińskiej do pani premier Ewy Kopacz, żeby nie uległa starej sympatii do aktora Olgierda Łukaszewicza, który może kiedyś ją zachwycał
PO pierwsze myślę, że to podpucha. Łukaszewicz wyzywa premier RP na pojedynek, prosząc o wsparcie 60-letniej aktorki-pierworódki sprawdza na ile premier „Słucha, rozumie, pomaga”. Mam nadzieję, że na tyle słucha i słyszy, iż wie, że premier nie jest od pomagania sześćdziesięcioletnim kobietom, które nie wiedzą skąd się biorą dzieci. Premier ma pojawiające się w państwie i społeczeństwie problemy rozwiązywać systemowo i nie ma tu nic do rzeczy czy jest kobietą, czy mężczyzną.
Co najwyżej – w odpowiedzi na list otwarty Olgierda Łukaszewicza – można rozpocząć prace nad przygotowaniem ustawy, która regulowałaby sprawę pomocy samotnym kobietom, którym na emeryturze [w wysokości poniżej trzech tysięcy złotych] należałby się zasiłek wychowawczy w razie urodzenia dzieci.
I koniec sprawy. Zresztą na pewno już niedługo, jak sześćdziesięcioletnia matka odstawi swe maleństwa od piersi, zaplecze kościelne nowego prezydenta wesprze tę biedną rodzinę.