Tag Archives: Woody Allen

1 Comment

rsz_dscf8233

Co roku 1. września :((. Ktoś powie, że co roku jest też 5. marca albo 2. września, ale w tych i w wielu innych datach istnieje zalążek tajemnicy, czegoś niezwykłego, co może się zdarzyć, a po 1939 roku, 1 września, to po prostu następna rocznica wybuchu II wojny światowej. I właśnie w ten dzień dzieciaki duże i małe zaczynają nowy rok szkolny. Mają przechlapane. Jak można pogodnie podejść do rozpoczynających się lekcji, skoro nad dniem ich początku ciążą wspomnienia nalotów na Wieluń i ostrzału Wojskowej Składnicy na Westerplatte przez pancernik Schleswig-Holstein?

Wyobrażam sobie, że pierwszoklasista Woody Allen podważyłby w takich okolicznościach sens nauki, skoro wszystko i tak kończy się wojną i przedwczesną śmiercią.

A przecież można by przesunąć początek roku szkolnego, choćby na 30 sierpnia. Budowanie mostów porozumień, świętowanie zwycięstwa dobrego nad złym, bardziej zachęcają do życia i nauki.

 

wallen

Gdyby nie chybiony tok rozumowania Jacka Szczerby w „Gazecie Wyborczej”, żaden debil ani blondynka nie wpadliby na pomysł, by napisać pod jego tekstem komentarz na temat ostatniego filmu Woody Allena: „W tym wieku zwykle ma się sklerozę, trudno więc winić Allena, że się powtarza. Winni są ci, którzy mu na to pozwalają.”

No nie, przecież nikt Allenowi na to nie pozwala! Ludzie na tych filmach wciąż zarabiają miliony dolarów!!! Panie Jacku, chyba pan chybił w swoich argumentach! A przecież nie ma pan 18 lat i kategoria represji wobec autora ze względu na wiek jest chybiona.

No, OK, recenzja Jacka Szczerby jest sprzed kilkunastu dni, ale nie każdy dostaje za darmo wejście na przedpremierowy pokaz. Niektórzy nawet czekają na dni, w których są w kinie tańsze bilety.

Trochę tej przyjemności oglądania filmu zepsuł mi właśnie Jacek Szczerba, autor recenzji w „GW” filmu „Nieracjonalny mężczyzna". W tytule napisał „Woody Allen tym razem boleśnie się przewrócił”.

Panie Jacku, gdyby pan się tak przewracał w życiu jak Woody Allen, to i miałby pan miłe wyobrażenie o swojej męskości i więcej na koncie w banku, niezależnie od alimentów (a propos W.A.).

Pisze pan, że ten film „to podwójna powtórka reżysera z siebie samego”. Ależ Woody Allena kochamy za to, że jest wciąż sobą! On siebie przecież „cytuje”, szkoda mi czasu na znajdowanie recenzji filmowych, w tym pana, w których się odkrywa głębię filmu dla głąbów, którzy nie zauważają „cytatów” z innych filmów.

Jeśli pan po filmie „Nieracjonalny mężczyzna” nie pamięta żadnego błyskotliwego zdania, to czas zrobić testy na pamięć. Tych zdań jest kilka, choćby, co jest ważne w tym filmie, na temat filozofii.

Moim zdaniem nie było też, jak pan napisał, „przydługiego wprowadzenia” do punktu zwrotnego. I nieprawdą jest, że od tego momentu – jak pan napisał – "Nieracjonalny mężczyzna" staje się filmem o zbrodni doskonałej, popełnionej pozornie bez motywu, a do tego "moralnie uzasadnionej". Od momentu zwrotnego ten film nie jest o zbrodni doskonałej, ale np. o tym (ale niekoniecznie), że sens życia polega na tym, żeby pomagać innym i że to coś kręci i przepędza nawet impotencję! Tego wątku, panie Jacku, wcale Woody Allen „nie wałkował”. Pisać, że w "Nieracjonalnym mężczyźnie" Woody Allen się powtarza, to wręcz jakaś aberracja. Woody Allen powtarza się przecież od drugiego swojego filmu, który nakręcił. Tylko w pierwszym był oryginalnym Woody Allenem. Nieprawdą jest też i to, że przed podobnym dylematem, co Lucas,  stawał okulista (Martin Landau) w „Zbrodniach i wykroczeniach" (1989), zlecający mafii zabicie swej kochanki (Anjelica Huston), a we "Wszystko gra" (2005) przystojny i biedny trener tenisowy (Jonathan Rhys-Meyers), strzelający do kochanki (Scarlett Johansson). Ten drugi, jak pan zauważył, „by nie stracić szansy pozostania w bogatym środowisku swej żony”. Jakże to inne powody zbrodni!

Co do reszty wytyków – żeby nie przynudzać – to są cytaty a nie powtórzenia. Mrugnięcie okiem do milionów fanów 80-letniego reżysera.

To, że Woody Allen  wprowadza narrację z offu i jak Jacek Szczerba zauważa powtarza w nim to, czego dowiedzieliśmy się wcześniej z samego ekranowego „dziania się”, może też wynikać z wymogów producenta, który obawia się, że współczesny widz – mniej otrzaskany z kulturą niż Jacek Szczerba – mógłby czegoś nie zrozumieć.

Ba, nawet krytycy filmowi, tak zasłużeni, nie zawsze chyba czują bluesa.