Fot. Tadeusz K. Kowalski
W Northampton mieliśmy przesiąść się do autobusu do London Golders Green skąd mieliśmy jechać dalej do Stansted Airport London. Godzina przerwy. Według wszelkich obliczeń do przystanku – siedem minut drogi. Żal iść i po prostu siedzieć i czekać. W dodatku wiedzieliśmy, że w pobliżu przystanku National Express nie ma co fotografować. Więc, choć kilka fajnych ujęć. Na pół godziny przed odjazdem – wracamy. W pewnym momencie mamy różne zdania – którędy. Pozostaje dziesięć minut do odjazdu autobusu. Kupiony bilet na ten autobus, na następny i na samolot. Nie ma czasu, by próbować dojść. Nie jesteśmy pewni. Pytamy. Każdy z dwóch zaczepionych mężczyzn wskazuje inną drogę. Żaden nie jest przekonujący. W końcu wołam do trzech dwudziestolatków „help me”! Proszę, by wezwali nam taksówkę, ale oni – choć chętni – tak jak my, nie wiedzą na jakiej jesteśmy ulicy. Mówię, że mamy już tylko osiem minut do autobusu, a chłopak wskazuje drogę w taki sposób, że mu wierzę. Biegniemy. Ledwo żywi dopadamy do autobusu. Kierowca do nas coś mówi, po chwili łapię, że żartuje i jeszcze po chwili rozumiem, że on jest Polakiem.