Nadal mi się nie podoba, że Sejm w ogóle zajmuje się problemem frankowiczów. „Kto za tym stoi?” – chciałoby się zapytać. Kogo – z nazwiska – Sejm RP chce uratować? Ustawa o frankowiczach dotyczy mniejszości w Polsce. Większość będzie przez nią poszkodowana. Choć niby najgorsze w ustawie, zostało zażegnane przez senatorów.
Jak pisze Maciej Samcik – on to lepiej rozumie niż ja – po poprawkach senatorów w sprawie kredytów wziętych na mieszkania we frankach, ustawa ma ponownie podzielić po równo koszty wzrostu kursu franka na kredytodawcę i kredytobiorcę, choć nie każdego. Wciąż pozostaje jednak pytanie, dlaczego ja – albo ktokolwiek inny – jako przymusowy klient banku mam płacić za jego straty poniesione w udzielonych frankowych kredytach? Dlaczego mam ulżyć komuś, kto kupił 99-metrowe mieszkanie na kredyt i jak się okazuje miał za duży apetyt na metraż, apetyt przerastający rozsądek albo po prostu był [jest] głupi, bez wyobraźni itd., itp.? Nie mówiąc już o tych ambitnych z domami do 150 m. kw.? Dlaczego ci, co racjonalnie ocenili swoje możliwości mają dopłacać do aspiracji tamtych, ich wygody i próżności? Przecież banki na tej ustawie tak naprawdę nie stracą, tylko stracą ich klienci. Stracimy my. Mało tego, gdyby kredytobiorcom we frankach udał się geszeft, na pewno nie podzieliliby się zyskami z innymi.
Dlaczego, jak chcą bankowcy, ustawa nie ma dotyczyć tylko najmniej zarabiających? Chciałabym to wiedzieć. Dlaczego zarabiający ponadprzeciętnie mają zostać objęci ochroną? To przecież karygodne. Skoro dostali duże kredyty we frankach, znaczy, byli wysokopłatnymi, rokującymi nadzieję na spłatę kredytu, ludźmi. Jeśli im się noga powinęła, to znaczy, że bank i klient mają problem a nie Sejm RP czy my, cała reszta. Historyczny już zwrot „kto za tym stoi”, staje się aktualny.
Słuszny wydaje się być postulat Samcika, nie wiem czy on go wymyślił, ale za nim powtarzam, by banki oddały pobrany przez siebie spread (bo to haracz, a nie zarobek). W tym postrzegam sprawiedliwość wobec frankowiczów [mnie również , a jakże :)].
Niech więc banki oddadzą złodziejski spread swym klientom i nie zabierają czasu posłów i senatorów, bo każdy z nas za ich czas płaci, a pewnie każdy lepiej by wolał wydać te pieniądze.
Niech banki rozliczą się z klientami bez pośrednictwa posłów, których wybraliśmy do reprezentowania naszych wspólnych interesów, a nie garstki nieodpowiedzialnych inwestorów. Ci odpowiedzialni, biorą na siebie ryzyko transakcji.