Frankowiczowski szajs

frank-szwajcarki-banknoty-w-rzedzie

Jak nazwać ustawę skrojoną pod zamożnych – w momencie brania kredytu – Polaków? Tu trudno nawet mówić o populizmie! Prędzej nasuwają się określenia typu „mafijne działanie ponadpartyjne” albo „głupota”, która też – niestety – jest ponadpartyjna.

Piszę „niestety”, bo gdyby wiadomo było z którą partią głupota się wiąże, można by było popracować nad wykluczeniem danej organizacji z życia społecznego.

Przecież po pierwsze, kurs żadnej waluty nie jest stały. Po drugie, dlaczego ktoś, kogo nie stać na kupienie sobie stumetrowego mieszkania zaciąga kredyt na tak dużą chatę? W normalnym świecie rodzina z dwójką dzieci lub małżeństwo, które tę dwójkę dzieci planuje mieć, wzięłoby kredyt na dwupokojowe mieszkanie ok. 50-60 metrów, a po spłaceniu go, gdyby je byłoby na to stać, powiększyłoby lokum.

Dlaczego ja i moi najbliżsi a także obcy mi najubożsi Polacy mamy płacić za czyjąś pazerność i brak wyobraźni?

Przecież za straty banków poniesione przez ustawę profrankowiczowską zapłacą wszyscy klienci tych banków. Również bezrobotni, którym na bankowe konto przelewa się zasiłek z naszego wspólnego budżetu. Każdy bank szczodrze rozdający przed laty kredyty we frankach szwajcarskich będzie teraz sobie odbijał stratę w różnych drobnych podwyżkach standardowych opłat obowiązujących wszystkich klientów. Nie rozumiem dlaczego większość społeczeństwa ma reperować portfele mniejszości, skoro to większość na ogół decyduje o wprowadzeniu i wyegzekwowaniu prawa. Coś chyba szwankuje z naszymi reprezentantami w Sejmie skoro bronią zdecydowanej mniejszości bez usprawiedliwienia, że bronią słabszych. Bo trudno mieszkańców stumetrowych mieszkań i stupięćdziesięciometrowych domów zaliczyć do kasty najuboższych i najsłabszych. Chyba, że na umyśle.

Niech teraz sobie sami pomogą. Na przykład dwie rodziny [albo trzy bezdzietne małżeństwa] niech zamieszkają w jednym apartamencie a z wynajmu pozostałych niech obsługują swoje kredyty. Rozwiązań jest wiele.

I w końcu pytanie najprostsze: gdyby frank szwajcarski trzymał się na tak niskim poziomie jak dziewięć lat temu, to czy posiadacze stumetrowych mieszkań i stupięćdziesięciometrowych domów podzieliliby się z resztą Polaków „nadwyżką”  uzyskaną dzięki podjęciu ryzyka walutowego, które na siebie wzięli?

Czy następnym razem przyjdzie mi płacić za straty poniesione przez gracza giełdowego, który nie trafił w inwestycję i zamiast zarobić – stracił?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *