Nie wiem jak to facet wyliczył, ale powiedział, że „zarobiłam” 24 tysiące złotych na godzinę. Tylko raz mi się to udało. Orange dała mi tyle zarobić nie dlatego, że dla tej firmy pracuję, tylko dlatego, że jestem z niej niezadowolona. No i dlatego, że odpowiedziałam na ankietę.
Pewnego razu, po kolejnym moim telefonie do biura obsługi klienta dostałam od automatycznej ankieterki pięć pytań na ile punktów oceniam pracownika owego biura. Dałam cztery najwyższe oceny na pięć możliwych. Na pytanie „czy poleciłabym usługi Orange” – zgodnie z prawdą – powiedziałam „zdecydowanie nie”. Po jakimś czasie zadzwonił do mnie mężczyzna, którego imienia i nazwiska a nawet specjalizacji nie pamiętam, pamiętam jednak, że był w randze zastępcy dyrektora. Tknęło mnie od razu, bo przecież na ogół dzwoni ktoś tylko o imieniu i nazwisku, i mówi, że „specjalnie dla mnie przygotował ofertę”, oczywiście w nagrodę, że jestem wieloletnim użytkownikiem sieci.
Litania skarg
Dyrektor pytał dlaczego, skoro oceniłam tak wysoko pracownika biura obsługi klienta, nikomu nie chcę polecić firmy Orange. Opowiedziałam o tym jak dostałam wysoki rachunek za smsy po ok. 6 zł za jeden od nieznanej mi firmy. Smsy nieproszone, ale niestety jeden odebrany. Reklamowałam je i pani przez telefon obniżyła mi wysokość zapłaty do połowy. Niby sukces, ale połowiczny. Powiedziałam jej wtedy, że nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest możliwe (i że moim zdaniem Orange musi z tego tytułu mieć jakieś profity, wszak te smsy mi dostarcza). Pani powiedziała , że mogę je zablokować, co od razu zrobiłam, ale w następnej fakturze też miałam kilkadziesiąt zł z tytułu niechcianych smsów. Znów po reklamacji opuszczono mi szybko i łatwo 50 proc. ich wartości. Znów nieuczciwie zarobiła na mnie firma Orange. Potem, gdy przedłużałam umowę przez telefon i chciałam zablokować te drogie smsy, powiedziano mi, że przy tej okazji nie można tego zrobić. Pod koniec drugiej godziny w biurze obsługi klienta, okazało się, że to nieprawda.
A potem dyrektorowi opowiedziałam, jak mi podstępnie wepchnięto telefon LG G2 Mini w ramach promocji. W zasadzie nie miałam wyboru. Nikomu takiego aparatu nie życzę.
Dyrektor był przejęty moimi opowieściami, długo rozmawialiśmy. Powiedział, że zaczyna rozumieć dlaczego Orange traci klientów.
Obietnica rekompensaty
Na drugi dzień zadzwoniła pracownica Orange i powołując się na moją rozmowę z dyrektorem powiedziała, że w ramach rekompensaty, przez dwa miesiące moja faktura będzie opiewała na 1 zł. Stąd się wzięło przeliczenie mojego zarobku: 24 tys. zł za godzinę.
W Orange jak w Matriksie
Jak nie mam elektronicznej faktury, nie płacę. Upominam się o nią mailowo. Nie mogę bowiem zadzwonić do mojego operatora zapytać co jest grane, bo nie znam swojego kodu abonenckiego. Podobno go dostałam kilkanaście lat temu, gdy podpisywałam pierwszą umowę.
Nie mogę też skorzystać z opcji internetowego mojego konta, bo zapomniałam haseł, a jak poprosiłam o przypomnienie nadano mi jedno. Tyle, że ja pierwszego też nie pamiętam, a drugi raz się nie mogę zarejestrować, bo numer telefonu mam ten sam. Do biura obsługi też nie mogę się dodzwonić. Jak dzwonię na numery stacjonarne podane na stronie internetowej, pojawia się komunikat, że rozmówca jest poza zasięgiem. Tak Orange jest poza zasięgiem. Przyznaję. Odradzam.
Dla tych, którzy zapytają czemu tkwię w tej firmie, odpowiadam: mam tablet (nienaprawialne badziewie, które wysiadło po kilku miesiącach) i aparat telefoniczny - do spłacenia. A potem adiós Orange.
Ida
Duzo, zalezy równiez od tego czy podejsc na dodatek z tej strony, jaki opisany jest w poście, czy moze posluzyc sie odmienną logika rozumowania.