Na moją uwagę, że nie mogę się dzwonić do biura obsługi klienta (BOK) ponieważ nie znam swojego kodu abonenta, Alicja Skórzyńska, doradca ds. obsługi klienta biznesowego pisemnie m.in. proponuje, żebym zadzwoniła w tej sprawie pod nr *600.
Rada zacna dla kogoś, kto nie może się dodzwonić, bo nie zna swojego kodu bez którego nie da się uzyskać połączenia z BOK. To tak jak w czasach częstego wyłączania w domach prądu wpadałam na pomysł, żeby wyprasować zaległe pranie.
Orange jednak zademonstrował mi swoją siłę i zmobilizował mnie do zintensyfikowania poszukiwań pierwszej z nim umowy. Wystarczyło, żebym dostała fakturę opiewającą na znacząco wyższą kwotę niż się spodziewałam. Żeby nie iść do biura obsługi klienta i nie wysiadywać tam w kolejce, zawzięłam się i znalazłam dokument z przyznanym mi kodem abonenta (wówczas jeszcze do niczego nie służył).
Opłata za gotowość
Telefonicznie dowiedziałam się, że wątpliwe dla mnie 46,50 zł na fakturze to opłata za Internet, który wraz z tabletem za złotówkę był połączony z ofertą gwiazdkową. Ofertę zaaprobowałam, tablet całkowicie i nieodwracalnie wysiadł po kilku miesiącach używania i z niego nie korzystam. Pytam więc, za co płacę? Za świadczenie usługi internetowej połączonej z numerem przyznanym na tablet, którego nie da się używać. To tak, jakby szewc z ul. Podchorążych pobierał ode mnie comiesięczną opłatę za świadczenie mi usług w postaci naprawiania moich butów a pralnia z ul. Gagarina za pranie ubrań. Mimo że butów do szewca nie noszę ani ubrań do pralni. Lista firm usługowych, które mogłyby podpisać ze mną umowę na gotowość świadczenia mi usług może być naprawdę długa.
Wysokość frycowego w Orange
Okazało się, że te 46,50 zł mam płacić do 13 grudnia 2016 r. Umowę mogę zaś rozwiązać, jeśli zapłacę 1767 zł. Gdybym chciała całkiem się obrazić na Orange, musiałabym jeszcze dopłacić dodatkowo 1852 zł za rezygnację z telefonu komórkowego (umowa ważna do lipca 2017).
Policzyłam i wiem, że nie opłaci mi się płacić tak wysokiej ceny za rozstanie z Orange. Poczekam więc aż wygasną mi umowy.
Kara za lenistwo
Poniosę karę za to, że przez 13 lat płacę temu samemu operatorowi. Bo telefon w rodzinie jest od 2002 r. – najpierw używał go mój syn, gdy był na moim utrzymaniu. Tak czy siak to z mojej kieszeni przez 13 lat opłacałam rachunek za telefon. Licząc skromnie po 100 zł miesięcznie, zapłaciłam dotąd operatorowi 15 600 zł. Gdybym żyła poniżej średniej długości życia kobiet w Polsce, czyli do 80. roku życia i płaciła na starość mniejsze rachunki, np. w wysokości 60 zł, zapłaciłabym temuż operatorowi jeszcze 16 560 zł. Ale po wygaśnięciu obecnych umów już nie zapłacę mu ani złotówki. Nie wiem tylko jak przetrzymam nękające mnie telefony z nowymi „korzystnymi ofertami” przygotowanymi dla najlepszych klientów – jak mówią sprzedawcy. Ostatnio zaproponowano mi Internet mobilny z super laptopem. Umowa na 36 miesięcy, 99,68 zł brutto miesięcznie. Na pytanie czy mogę wcześniej rozwiązać umowę, dowiedziałam się, że tak. Zapytałam na jakich warunkach? Będę musiała dopłacić tyle ile pozostanie do 36 miesięcy świadczenia mi usługi. Bo w Orange jest jak w Matriksie. Wszystko idzie według planu. A ja, jak widać, nauczyłam się zadawać właściwe pytania. Że drogo za to zapłacę? Cóż, nie na darmo się mówi, że nauka kosztuje.