
Dziś mój młody klon za oknem smutny. Ni liści, ni śniegu co by ogrzał nagie gałązki. Zajrzałam na kartkę z kalendarza z 7 listopada. Jesienią jest weselej. A teraz? Byle do wiosny.
Adam Wajrak alarmuje, że rząd chce bez sensu wycinać drzewa w Puszczy Białowieskiej. U mnie na Iwickiej też robi się łyso, a 11 lat temu drzewa rosły po obu stronach ulicy tak jak wzdłuż alei Waszyngtona, która w Krakowie prowadzi na kopiec Kościuszki.
Już w październiku widziałam przygotowane na święta uliczne lampki nad ulicami Birmingham. Więc nie dziwi, że na zapleczu 24-godzinnej kwiaciarni na Chełmskiej w Warszawie, choinki czekają na sprzedaż. Od dwóch dni nie wiadomo ile kosztują. Może inflacja się zagalopowała i trudno ustalić?
Ten punkt (prawie szczęśliwy) totolotka – ze wstydem przyznaję, że gram – lubiłam zwłaszcza, kiedy przestała tam wysiadywać „stara” – kobieta w moim wieku [ja nie jestem stara !]. To, że oszukiwała, to nic. Oszukiwała wygranego klienta na dwa, góra cztery złote. Bardziej mnie irytowało to, że odgrywała przed klientami spektakl. Kolejki były coraz dłuższe. Głupota zamiast na swej głębi zyskiwała jedynie na długości.
Zawsze lubiłam napis na tabliczce Włóczykija z historyjek Tove Jansson o Muminkach: „Zabrania się zabraniać”. Ale jak dziś ma się zachować matka, której dziecko chce wejść w kupkę liści przeznaczonych do plastikowego wora? Głupie pytanie. One (dzieci) dziś czasem wręcz nie lubią szurać w liściach, nie lubią liści (Jak tu brudno! – mówią). Z mojego dziennikarskiego śledztwa wynika, że nawet nie chcą zbierać kasztanów! No, chyba, że pani w przedszkolu lub w szkole każe. Świat kasztanowy i liściasty chyli się ku upadkowi.