Artystka sprayuje. Fot. Tadeusz K. Kowalski
Zapytałam: czy to będzie obraz? – Tak – powiedziała artystka. – Na wystawę w Pałacu Staszica.
W Maratonie Warszawskim nie o to chodzi kto wygra, zresztą w 37. Maratonie Warszawskim nie dziwi na podium trzech Kenijczyków. Więc o co chodzi, a raczej biega?
Może też nie chodzi o to, żeby uprzykrzyć życie warszawiakom, chociaż jeśli ktoś nie śledzi kalendarza wielkich warszawskich biegów, to może w ogóle nie wyjechać spod domu. Mnie raz się to zdarzyło. Następnym razem byłam sprytniejsza i wyjechałam przed rozpoczęciem biegu przez zawodników, ale nie mogłam do domu wrócić przez kilka godzin. Od tego czasu śledzę wszystkie zapowiedzi masowych biegów i nie jeżdżę w ten dzień samochodem. Cóż z tego, podczas jakiegoś wiosennego biegu przeszłam na piechotę pół Warszawy i tak utknęłam po jednej ze stron Puławskiej, bo nie dało się przejść póki nie przebiegło kilka tysięcy zawodników. Sytuacja była paradoksalna. Biegacze rekreacyjnie truchtali a ja śpieszyłam się stojąc.
Dlaczego te imprezy nie mogą odbywać się wśród drzew Lasu Kabackiego tylko ich trasy muszą kilkakrotnie przecinać środek miasta? Organizatorom idzie przecież o pieniądze. O nic więcej. Na szczęście zawodnikom – o satysfakcję.
Fot. Tadeusz K. Kowalski
Więcej zdjęć:
Dawniej to był częstszy widok: dzieciaki w akcji. Ot, drzewo ścięto, niby smutno, ale jak dzieciaki od razu wyrosły jak spod ziemi, żeby po nim poskakać, to lżej się robi. Nie, że skaczą, ale, że jeszcze ktoś je wypuszcza z domu na rzut kamieniem i zasięg wzroku. To już rzadkie.
Kiedyś, do papierowego pisma, napisałam tekst o Wzorku ze Świdnika pod Lublinem, Redu ze Szczecina i Christianie – Niemcu – z warszawskiej Woli, mistrzach w krojeniu i budowaniu motocykli na zamówienie, czyli z polska: o castomizerach. Od tego czasu nie potrafię przejść obojętnie koło starych – ale jak nowe – maszyn.
Ford mustang od początku swego istnienia miał coś z auta na zamówienie. Żeby osiągnąć najniższą cenę, stworzono jedynie bazę samochodu a klienci mieli zamawiać [custom] auto takie, o jakim marzą. Dostali wiele opcji do wyboru. Stąd fordy mustangi wyprodukowane w tym samym roku mogą się od siebie różnić. Nawet auto ekonomiczne mogło być wygodne, tanie i osiągać sportowe wyniki.
Forda Mustanga zaprojektowano dla ludzi młodych, miał ziszczać sen o wolności i sile. W USA na początku lat sześćdziesiątych XX wieku te dwie wartości uosabiał dziki koń z prerii Ameryki Północnej.
Ford Mustang (1964 lub 1965 rok) na ulicy Gagarina w Warszawie w roku 2015.
Mustang był tak oczekiwany i od początku kochany, że na starcie nie nadążano z jego produkcją. Wiele anegdot krąży na temat braku zaspokojenia jego pożądania. Mnie najbardziej podoba się ta, w której mówi się o tym, że mustang przygotowywany do ekspozycji w salonie na cały dzień pozostał w myjni, bo ludzie tak tłumnie oczekiwali na jego wyjazd, iż nie mógł tego zrobić.
Tło galopującego konia – czerwone, białe i niebieskie paski – symbolizuje Stany Zjednoczone i amerykańskie korzenie. Na zdjęciu kolor czerwony trochę wyblakł (albo odpadł), jak u nas po obaleniu komuny. Aczkolwiek z innych pewnie względów.
Pokazuję naklejkę Pitman Steel Works, bo numer telefonu może się każdemu przydać, poza tym kilka dobrych zdjęć samochodów tam widziałam (w Internecie).
Samochód, który po pięćdziesięciu latach tak wygląda jak ten, w pewnym sensie musiał być zrobiony na zamówienie.
Przed pokazaniem się auta na rynku, z badań potencjalnych właścicieli wynikało, że najważniejsze jest to, żeby w reklamie stawiać nacisk na najniższą cenę. 17 kwietnia 1964 roku po raz pierwszy pokazano w spotach reklamowych forda mustanga.
Koła nie są przesłonięte karoserią, dzięki czemu łatwo je wymienić, gdy się złapie gumę. W moim renault megane, gdy trzeba wymienić żarówkę reflektora muszę się umówić w warsztacie samochodowym, żeby mechanicy mieli wolny podnośnik auta, bo inaczej nie da się tego zrobić, co przećwiczyłam w trasie.
Wszystkie typy forda mustanga wyposażono w tzw. pedały zawieszone. Lepiej na nich leży stopa niż na pedałach stojących. Zwłaszcza stopa w szpilce. To było ważne dla kobiet i docenione przez nie. Ja na taki bajer bym się nie dała nabrać. Zwłaszcza teraz. Wiem, że szpilki niszczą, psują stopy i należy się ich wystrzegać.
Fot. Tadeusz K. Kowalski
Mokotów, pod restauracją Głodomory. Trzydziesta dziewiąta scena jedenastego odcinka serialu „O mnie się nie martw”. Ludzie po drugiej stronie ulicy Gagarina podpytują, co to za jatka o przyzwoitej godzinie, w przyzwoitej restauracji.
Jeśli ekipa serialu TVP 2 idzie zgodnie z planem, to już przedostatnie sceny dziś kręciła do trzeciej serii.
Kaczka mandarynka (Aix galericulata) w parze w pierwszy dzień jesieni. W Europie hodowana jako ptak ozdobny od XVIII wieku. W Warszawie rezydentka Królewskich Łazienek. Przybyła z dorzecza Amuru, z półwyspu Sachalin, Japonii i Mandżurii, oraz wschodnich Chin. Uwaga! To kaczki oryginalne i dobrze się mają w dużych miastach.
Fot. Tadeusz K. Kowalski
Kane – tak się mówi na japońskie dzwony i gongi. One nie mają serca. Żeby zabrzmiały, trzeba w nie uderzyć od zewnątrz drewnianą belką (shumoku). Kopia dzwonu darowanego Warszawie przez zbombardowane w 1945 roku przez Amerykanów bombami atomowymi Hiroszimę i Nagasaki, zawisła w pagodzie przy Służewskim Domu Kultury. Oryginał skradziono w 2002 roku.
Na warszawski przystanek Iwicka, mój pobliski przystanek, przywieźli nową budkę. Niby ładna, ale już wiem, po tym jak w upał czekałam na autobus na przystanku Stępińska, że ładne nie znaczy dobre. Nie ma tu gdzie się skryć przed słońcem. Ani pod daszkiem, ani za ścianą budki cienia nie ma.