Trzy wozy strażackie – w tym jeden na sygnale świetlnym – podjechały na praski brzeg Wisły przy moście Poniatowskiego w Warszawie. Kilkunastu strażaków podeszło do wody. Dzięki ich intrygującej akcji przeszłam pierwszy raz w życiu przez ten most. Dotąd przez niego tylko przejeżdżałam. Już z bliska, pomyślałam, że zbierają pianę tulącą się do brzegu. Myliłam się. Może chcieli się przejść w ładną pogodę? Wyjazd jednego wozu bojowego w Kędzierzynie-Koźlu kosztuje kilkaset złotych. Może w Warszawie jest taniej?
Tag Archives: widowisko
Wykuwajmy się nawzajem
„Wykuj mnie w swojej pamięci ,Lewiwo” – powiedział w lęku przed śmiercią Jona (Janusz Gajos) do Lewiwy, swojej żony (Anna Seniuk). – „Bo boję się zniknąć”.
– „Wykuwam cię. Linia za linią cię wykuwam” – odpowiedziała.
– „A nie byłem typem nieco wytartym, co zniknął bez pozostawienia śladów?” – spytał.
— „Broń Boże. Przybiłeś pieczęć w świecie. Przybiłeś” – pocieszyła go żona . […]
I po chwili poprosiła: „ Wykuj mnie w swojej pamięci , Jona”.
– „Już wykułem” – odpowiedział.
– „Nie tylko tyłek” – rzuciła, po czterdziestu latach małżeństwa pół nocy się kłócili.
– „Nie, nie. Również twoje oddane, spokojne spojrzenie. Nie zapomnę cię, Lewiwo” – obiecał Jona, który „kiedyś strumień sików” miał „mocarny” a teraz ma „marny”.
Po spektaklu owacje na stojąco.
Teatr Narodowy, „Udręka życia”, Hanoch Levin tłum. Agnieszka Olek
Zapowiada się horror
O tym jakie seriale można oglądać na ekranie, dowiaduję się podczas kręcenia do nich zdjęć na ulicy. Dziś ujęcia z planu „Aż po sufit”. Ponieważ więcej czytam niż oglądam, zapoznałam się z treścią serialu. Obstawiam, że pod koniec opowieść nabierze znamion horroru, bo jak się dowiedziałam, w jednym domu mieszka trzypokoleniowa rodzina i [cytuję za oficjalną stroną serialu azposufit.tvn.pl] „rodzinny dom aż po sufit zapełnia się Domirskimi”. Myśl [?] ta zdradza zapewne treść jednego z ostatnich odcinków, kiedy zwłoki członków rodziny ktoś ułoży jedne na drugich aż po sufit. Nie wiem tylko, kto zabił.
Na porządku dziennym jest pierwsze, potem drugie i trzecie życie
Kiedyś, do papierowego pisma, napisałam tekst o Wzorku ze Świdnika pod Lublinem, Redu ze Szczecina i Christianie – Niemcu – z warszawskiej Woli, mistrzach w krojeniu i budowaniu motocykli na zamówienie, czyli z polska: o castomizerach. Od tego czasu nie potrafię przejść obojętnie koło starych – ale jak nowe – maszyn.
Ford mustang od początku swego istnienia miał coś z auta na zamówienie. Żeby osiągnąć najniższą cenę, stworzono jedynie bazę samochodu a klienci mieli zamawiać [custom] auto takie, o jakim marzą. Dostali wiele opcji do wyboru. Stąd fordy mustangi wyprodukowane w tym samym roku mogą się od siebie różnić. Nawet auto ekonomiczne mogło być wygodne, tanie i osiągać sportowe wyniki.
Forda Mustanga zaprojektowano dla ludzi młodych, miał ziszczać sen o wolności i sile. W USA na początku lat sześćdziesiątych XX wieku te dwie wartości uosabiał dziki koń z prerii Ameryki Północnej.
Ford Mustang (1964 lub 1965 rok) na ulicy Gagarina w Warszawie w roku 2015.
Mustang był tak oczekiwany i od początku kochany, że na starcie nie nadążano z jego produkcją. Wiele anegdot krąży na temat braku zaspokojenia jego pożądania. Mnie najbardziej podoba się ta, w której mówi się o tym, że mustang przygotowywany do ekspozycji w salonie na cały dzień pozostał w myjni, bo ludzie tak tłumnie oczekiwali na jego wyjazd, iż nie mógł tego zrobić.
Tło galopującego konia – czerwone, białe i niebieskie paski – symbolizuje Stany Zjednoczone i amerykańskie korzenie. Na zdjęciu kolor czerwony trochę wyblakł (albo odpadł), jak u nas po obaleniu komuny. Aczkolwiek z innych pewnie względów.
Pokazuję naklejkę Pitman Steel Works, bo numer telefonu może się każdemu przydać, poza tym kilka dobrych zdjęć samochodów tam widziałam (w Internecie).
Samochód, który po pięćdziesięciu latach tak wygląda jak ten, w pewnym sensie musiał być zrobiony na zamówienie.
Przed pokazaniem się auta na rynku, z badań potencjalnych właścicieli wynikało, że najważniejsze jest to, żeby w reklamie stawiać nacisk na najniższą cenę. 17 kwietnia 1964 roku po raz pierwszy pokazano w spotach reklamowych forda mustanga.
Koła nie są przesłonięte karoserią, dzięki czemu łatwo je wymienić, gdy się złapie gumę. W moim renault megane, gdy trzeba wymienić żarówkę reflektora muszę się umówić w warsztacie samochodowym, żeby mechanicy mieli wolny podnośnik auta, bo inaczej nie da się tego zrobić, co przećwiczyłam w trasie.
Wszystkie typy forda mustanga wyposażono w tzw. pedały zawieszone. Lepiej na nich leży stopa niż na pedałach stojących. Zwłaszcza stopa w szpilce. To było ważne dla kobiet i docenione przez nie. Ja na taki bajer bym się nie dała nabrać. Zwłaszcza teraz. Wiem, że szpilki niszczą, psują stopy i należy się ich wystrzegać.
Fot. Tadeusz K. Kowalski
I jak tu się nie martwić?
Mokotów, pod restauracją Głodomory. Trzydziesta dziewiąta scena jedenastego odcinka serialu „O mnie się nie martw”. Ludzie po drugiej stronie ulicy Gagarina podpytują, co to za jatka o przyzwoitej godzinie, w przyzwoitej restauracji.
Jeśli ekipa serialu TVP 2 idzie zgodnie z planem, to już przedostatnie sceny dziś kręciła do trzeciej serii.