Author Archives: Graz

Tę anegdotę opowiedział Maciek. Tym razem nie mój syn, a mój – w pewnym sensie – zięć. To historia Kariny – w pewnym sensie – mojej „przysposobionej” dorosłej córki. Jej koleżanka zawiozła na wycieczkę gromadę małych dzieci do morskiej latarni. Latarnik zbladł, bo coś im miał powiedzieć, ale jasne było, że tych wrzasków nikt nie opanuje. I nagle „pani” dzieciom rzuciła kwestię – wcale nie krzykiem, ale donośnym głosem – „Uwaga, mam do was kilka słów”. Dzieciaki stanęły jak wryte i krzyknęły jednym głosikiem: „My słuchamy! A ty mów!
Fot. Tadeusz K. Kowalki

– Uwaga,  mam do was kilka słów!

–  My słuchamy a ty mów!

Tę anegdotę opowiedział Maciek.  Tym razem nie mój syn, a mój – w pewnym sensie – zięć. To historia Kariny – w pewnym sensie – mojej „przysposobionej” dorosłej córki.  Jej koleżanka zawiozła na wycieczkę gromadę małych dzieci do morskiej latarni. Latarnik zbladł,  bo  coś im miał powiedzieć, ale jasne było, że tych wrzasków nikt nie opanuje. I nagle „pani” dzieciom rzuciła kwestię – wcale nie krzykiem, ale donośnym głosem – „Uwaga, mam do was kilka słów”. Dzieciaki stanęły jak wryte i krzyknęły jednym głosikiem: „My słuchamy! A ty mów!

2 komentarze

Każdemu takiego pierwszego razu życzę: najpierw  lęk, później niesnaski a w trakcie i na koniec  fala cudownych przeżyć, których nawet pretensje partnera nie są w stanie zepsuć.

Żagle na wiatr, ktoś krzyknął i wszyscy podnieśli wiosła do góry. Fot. Grażyna Lubińska
Żagle na wiatr, ktoś krzyknął i wszyscy podnieśli wiosła do góry. Fot. Grażyna Lubińska

Kiedy w marcu Adam zaproponował nam spływ kajakowy Drwęcą, zgodziłam się dla Tad. Termin był odległy – około bożocielny. Pomyślałam, że nabiorę ochoty. Nie nabrałam, bo się bałam. Nigdy przecież na spływie kajakowym nie byłam. A jedyny raz, kiedy Tad był na mnie zły, to gdy zafundował mi pływanie kajakiem po jeziorze Solińskim.

Spływ miał zacząć się w Topielach, ale zaliczył falstart już w Warszawie. To Tad przygotowywał wszystko, bo na „niejednym spływie był” a to do tego specjalista od kadłubów.  Przed wyjazdem rano spytałam czemu mamy tyle bambetli i zasugerowałam,  że wystawia nas na pośmiewisko. Na to on, że „nigdy na spływie nie byłam”, a tam ludzie poza tym, że spływają, ciągle się przepakowują.

My też się przepakowaliśmy, tyle że przed  wyjazdem. A potem mieliśmy problem ze znalezieniem celu. Miały to być Topiele. Na szczęście przeczytałam przed podróżą jakiegoś zaległego maila,  w którym było coś o Zajeździe przy Kominku. Kiedy mijałam na 3 minuty przed zbiórką Wielki Głęboczek, po dwóch, trzech kilometrach zapytałam czy Zajazd przy Kominku nie ma związku z adresem, okazało się, że owszem – zawróciliśmy. Tad zadzwonił do Adama, który nas zaprosił na imprezę, żeby dopytać o szczegóły – okazało się, że z ważnych powodów nie przyjedzie.

To był mój wielki dyskomfort. Jak dla Cygana, który dla towarzystwa dał się powiesić.

A potem problem z rozbiciem pożyczonego namiotu, niezrozumienie kiedy się przewozi bagaż do skrytki, powrót po bagaż do poczekalni i niezabranie żarcia na pierwszy dzień spływu kajakowego .

Punkt pierwszy wyprawy : Kurzętnik –Wielki  Głęboczek. Drwęca zameandrowana, jakby zaczynała już mieć świra; kukułki rozkukane, jakby dorzecze Drwęcy miało przed sobą długie lata życia. Na tym odcinku rzeki, nie widziałam ani jednego człowiek na wodzie, ani nad nią.

Kajakowy spływ Drwęcą. Wąskie gardła i zatory.
Wąskie gardła na Drwęcy i zatory. Fot. Grażyna Lubińska

Wieczorem było ognisko z kiełbasą i przyprawami (ketchup lub musztarda), ludzie ze sobą od lat pływają i się znają, i lubią, są tak zżyci, że niektórzy upici a my zmęczeni więc  ani się na świeżo nie zżyliśmy i nie upiliśmy – poszliśmy spać. A tu tumult wokół był ogromny, zaczęły się śpiewy i pokrzykiwania, ale szybko się dla nas ucięły. Okazuje się, że zmęczenie pokona każdy głośny rozgardiasz.  Mokro i zimno było nocą, więc w namiocie na karimacie w lichym lekkim wagowo śpiworze mnie było trudno spać, psia mać. Było mi coraz zimniej aż około czwartej rano usłyszałam bełkotliwe zwierzenia przy wygaszanym palenisku .  Facet mówił, że ma kłopoty z osiemnastoletnią córką i powtarzał, że każdy planuje swe życie idyllicznie. A potem sprawy się komplikują i tak nie jest . Spodobało mi się to jak konstatacja syna Pedra (Roberta): „No cóż, mamy wolność słowa, ale lepiej uważać na to co się mówi” – powiedział wczesnonastoletni chłopak. To i ja, choćby ze względu na tę złotą myśl, nic więcej nie napiszę poza tym, co pod zdjęciami.

Fotografie własne

Kliknij, żeby powiększyć zdjęcie