Fot. Tadeusz K. Kowalski
Nie wiadomo co będzie z Gibraltarem po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. Na wszelki wypadek wpadliśmy i tu. Odwiedziliśmy też pomnik generała Sikorskiego na Europa Point.
Widok na Grenadę (Granadę) z Alhambry. Fot. Tadeusz K. Kowalski.
Pół roku wcześniej mieliśmy wykupiony bilet do Alhambry. Po raz pierwszy, jadąc wynajętym samochodem (pięć osób) nie pokłóciliśmy się szukając drogi. Ja prowadzę samochód. W drodze powrotnej, w strugach deszczu, gdy błądzę, głupieję. Ale dojechaliśmy! Grenada i Alhambra są piękne mimo trudnych towarzyskich momentów. Nawet, gdy zapowiadane są deszcz i burze, trzeba jechać. Pomiędzy burzą i deszczem pokazuje się przecież słońce. Jest cudnie!
Fot. Tadeusz K. Kowalski
Dziś zaczęliśmy od Marbelli. Aleja rzeźb Salvadore Dali to więcej niż turystyczna atrakcja. Od razu przypomniał mi się film Woody’ego Allena „O północy w Paryżu”. To pewnie jakaś obsesja na punkcie Allena, ale epizod z Dali w tym filmie należy do moich ulubionych. Ach, Marbella, chciałabym do niej wrócić, żeby znów zobaczyć jej stare miasto…mury obronne, Plac Pomarańczy, Park Alameda z ławeczkami z ozdobnych kafelek z obrazkową historią na każdej, Muzeum Ralli Bonsai z żółwiami, które wygrzewają swoje nóżki na kamieniach w „fosie”, kościół Templo de Dios, no i te rzeźby Salvadora Dali.
Fot. Tadeusz K. Kowalski
Dotarliśmy dziś do Andaluzji. W Hiszpanii stacjonujemy w Mijas. Stąd pojedziemy do Malagi, Marbelli, Rondy, Kordoby, Kadyksu i Gibraltaru. Na razie obeszliśmy okolice. Na Antonio’s zjedliśmy chrupiące kalmary, omlet po andaluzyjsku, przeszliśmy się wzdłuż brzegu, tym razem Morza Śródziemnego.
Fot. Tadeusz K. Kowalski
Dziś pierwsza niedziela miesiąca, więc w Lizbonie nie trzeba płacić za wejściówki. W tym wypadku 10 euro od osoby (nie licząc bonusów).
Klasztor Hieronimitów (Mosteiro dos Jerónimos) wymyślił król Manuel I. Budowla miała upamiętnić udaną wyprawę Vasco da Gamy do Indii zakończoną w 1499 roku. Gdyby nie Manuel I, nie byłoby stylu manuelińskiego, który uważany jest za połącznie gotyku i renesansu. Klasztor zaprojektował Diogo de Boitaca – twórca stylu manuelińskiego.
Pałac Pena. Fot. Grażyna Lubińska
Zaczęliśmy od Pałacu Narodowego Sintra, podjechaliśmy kawałek, by przejść przez rozległy i piękny park, który doprowadził nas do pałacyku Monserrate, a w drodze powrotnej wysiedliśmy z autobusu przy Quinta da Regaleira, by wspinać się na wieżyczki, wchodzić do grot czy do 27-metrowej studni. Na koniec wjechaliśmy na wysokie wzgórze, na którym stoi Pałac Pena, wymyślony przez Ferdynanda von Sachsena-Coburga – męża portugalskiej królowej Marii II. To budowla z pierwszej połowy XIX wieku. Nie wyobrażam sobie, żeby być blisko tego miejsca i go nie odwiedzić. Dla mnie jest trochę śmieszne. Zlepek kolorowych wieżyczek, liczne ozdoby z różnych bajek. Z balkoników i wąskich traktów można jednak do woli zachwycać się pięknymi widokami.
Fot. Tadeusz K. Kowalski
W Lizbonie od rana chmury, deszcz i zimno. A my w drodze do Óbidos. Nasz przewodnik Wiesiek, a mój kuzyn (on by powiedział „brat”), wytyka mi, że to przeze mnie. Nie dziwię się, bo wcześniej, przed wyjazdem, opowiedziałam o tym, że gdziekolwiek jestem – pada deszcz – nawet tam, gdzie w danej porze roku pojawia się z rzadka. Jeden z moich szefów, który w ramach integracji firmowej zabrał mnie i Gochę do Barcelony i skąpały nas deszcze podczas jedzenia tapas i picia Sangrii, stwierdził, że międzynarodowe organizacje charytatywne powinny mnie wysyłać w tereny, gdzie panuje susza.
Ale w Óbidos mieliśmy chwilę słońca (przed deszczem). Cudne miasteczko średniowieczne, bezpieczne, bo wciąż otoczone murami obronnymi. Pachnące kwiatami, z bajecznymi budynkami w kolorach żółtym, niebieskim i białym. Niby same sklepiki, restauracje, kościoły i zamek, ale – co zdumiewa – mieszkają tam ludzie w małych domkach i jeżdżą po wąskich pnących się w górę lub spadających w dół wąskich uliczkach.
Óbidos leży ok. 83 km na północ od Lizbony, w regionie Leiria.
Fot. Tadeusz K. Kowalski
W drodze na zamek św. Jerzego w Lizbonie. Tu musiało być kiedyś gruzowisko-śmietnisko. Artysta ze śmieci tworzy rzeźby, maluje kamienne lub betonowe płaszczyzny, resztki, których nie chce lub nie umie wykorzystać zamiata i wrzuca do jamy. Dwóch grajków gra. Każdy swoją melodię. Ekspozycja.