Tag Archives: kredyty we frankach szwjacarskich

Policjanci zaglądają do bankomatu czy nikt nie ukradł z niego pieniędzy
Policjanci zaglądają do bankomatu czy nikt nie ukradł z niego pieniędzy. Fot. Tadeusz K. Kowalski

Codziennie do mojej skrzynki e-mailowej trafia kilkanaście ofert pożyczki. Na ogół wrzucam je do SPAM-u, ale ta mnie zaintrygowała: „Potrzebujesz gotówki na święta?” pytają mnie 30 stycznia. Nie napisali na które. Pewnie tylko chcieli mnie zwabić.

Kłopotliwi rodzice

Jedna z ciekawszych historii, o które się otarłam, opowiada o wyznaniu córce przez matkę-emerytkę, że jest bankom winna kilkaset tysięcy złotych i ją ścigają monitami spłaty. Przyznała się, ze strachu. Bała się co się z nią i jej mężem stanie. Córka też ze strachu poszła do adwokata i za suto opłaconą poradą na pniu sprzedała mieszkanie rodziców, kupiła inne mniejsze na siebie, rodziców w nim ukryła, nigdzie nie zameldowała, żeby banki, komornicy i sądy nie mogły ich dopaść. Wszyscy wstrzymali oddech i przeczekują. Rodzice w żalu do córki, że bez zameldowania żyją, jakby nie żyli wcale. Mnie, ale nie tylko mnie, bo i adwokata od początku intrygowała odpowiedź na pytanie: na co matka, ewentualnie matka z ojcem wydali tyle szmalu?! To, że ojciec-profesor od lat jest alkoholikiem, nie jest wystarczającą odpowiedzią. Bo głównie – jak mawiał mój ojciec-alkoholik – pił za swoje.

Matka przyznała się do jednej, nie więcej niż dwóch niewielkich pożyczek, na buty dla wnuczki i na garnki, w których gotuje się zdrowe jedzenie i mają gwarancję stu lat (sprzedawali je na pokazie, na który zaprosili emerytów) i jeszcze przyznała się do tego, że gdy zobaczyła jedną z reklam namawiających do konsolidacji kredytów – skorzystała z propozycji.

Kredyt we frankach szwajcarskich

Ja też skorzystałam. Z kredytu frankowego, żeby kupić małe mieszkanko w Warszawie, zamiast wynajmować. Spłata kredytu plus opłaty za mieszkanie na początku okazały się mniejsze od ceny wynajmu zapyziałej kawalerki od koleżanki. Bez pralki, lodówki i spania. Gdy brałam kredyt, frank szwajcarski kosztował niewiele ponad 2 zł. Dziś dwa razy tyle.

Niewielka linia kredytowa

Potem na koncie w mBanku przyznano mi linię kredytową, nazywa się to „dopuszczalne saldo”. Niby tylko 3 tys. zł, niby bezpiecznie. Dopiero po kilku miesiącach zorientowałam się, że trzydzieści kilka złotych płacę, za niewykorzystanie linii kredytowej. Za wykorzystanie, trochę więcej.

Cudowna karta

Do tego karta kredytowa. Była super, dopóki co miesiąc ją wyzerowywałam. Ale przyszedł miesiąc, że nie mogłam tego zrobić. Potem roczna obsługa odsetek równała się czterem czynszom.

Dziś spłaciłam kartę, wczoraj zrezygnowałam „z dopuszczalnego salda rachunku” – jak w oszukańczej mowie mBanku nazywa się linię kredytową.

Powoli odzyskuję wolność finansową. I wiem, że już drugi raz jej nie oddam. Każdą wolność, którą się udało odzyskać trzeba bronić.

Dziś dostałam maile:

Wojciech: Szybko bez zaświadczeń w wygodnych ratach

Pożyczka tiptop: Jedyna taka na rynku pożyczka ratalna od 31 zł na miesiąc

Pożyczkomat: Chwilówka bez zaświadczeń

Wonga.com: Potrzebujesz pieniędzy ? Pożycz nawet 1500 zł do 60 dni

Od Ani: pożyczka za darmo na 45 dni, extraportfel.pl, 1500 zł za 0 zł

Santander Consumer Bank S.A. Szybki kredyt gotówkowy. Oprocentowanie od 3,99 proc.

Mnie już nikt nie zniewoli. A ciebie?

To jest mroczny Sejm RP, wolałabym, żeby był oświeconyzny Sejm PR.
To jest mroczny Sejm RP, wolałabym, żeby był oświecony.

Nadal mi się nie podoba, że Sejm w ogóle zajmuje się problemem frankowiczów. „Kto za tym stoi?” – chciałoby się zapytać. Kogo – z nazwiska – Sejm RP chce uratować? Ustawa o frankowiczach dotyczy mniejszości w Polsce. Większość będzie przez nią poszkodowana. Choć niby najgorsze w ustawie, zostało zażegnane przez senatorów.

Jak pisze Maciej Samcik – on to lepiej rozumie niż ja – po poprawkach senatorów w sprawie kredytów wziętych na mieszkania we frankach, ustawa ma ponownie podzielić po równo koszty wzrostu kursu franka na kredytodawcę i kredytobiorcę, choć nie każdego. Wciąż pozostaje jednak pytanie, dlaczego ja – albo ktokolwiek inny – jako przymusowy klient banku mam płacić za jego straty poniesione w udzielonych frankowych kredytach? Dlaczego mam ulżyć komuś, kto kupił 99-metrowe mieszkanie na kredyt i jak się okazuje miał za duży apetyt na metraż, apetyt przerastający rozsądek albo po prostu był [jest] głupi, bez wyobraźni itd., itp.? Nie mówiąc już o tych ambitnych z domami do 150 m. kw.? Dlaczego ci, co racjonalnie ocenili swoje możliwości mają dopłacać do aspiracji tamtych, ich wygody i próżności? Przecież banki na tej ustawie tak naprawdę nie stracą, tylko stracą ich klienci. Stracimy my. Mało tego, gdyby kredytobiorcom we frankach udał się geszeft, na pewno nie podzieliliby się zyskami z innymi.

Dlaczego, jak chcą bankowcy, ustawa nie ma dotyczyć tylko najmniej zarabiających? Chciałabym to wiedzieć. Dlaczego zarabiający ponadprzeciętnie mają zostać objęci ochroną? To przecież karygodne. Skoro dostali duże kredyty we frankach, znaczy, byli wysokopłatnymi, rokującymi nadzieję na spłatę kredytu, ludźmi. Jeśli im się noga powinęła, to znaczy, że bank i klient mają problem a nie Sejm RP czy my, cała reszta. Historyczny już zwrot „kto za tym stoi”, staje się aktualny.

Słuszny wydaje się być postulat Samcika, nie wiem czy on go wymyślił, ale za nim powtarzam, by banki oddały pobrany przez siebie spread (bo to haracz, a nie zarobek). W tym postrzegam sprawiedliwość wobec frankowiczów [mnie również , a jakże :)].
Niech więc banki oddadzą złodziejski spread swym klientom i nie zabierają czasu posłów i senatorów, bo każdy z nas za ich czas płaci, a pewnie każdy lepiej by wolał wydać te pieniądze.

Niech banki rozliczą się z klientami bez pośrednictwa posłów, których wybraliśmy do reprezentowania naszych wspólnych interesów, a nie garstki nieodpowiedzialnych inwestorów. Ci odpowiedzialni, biorą na siebie ryzyko transakcji.

 

frank-szwajcarki-banknoty-w-rzedzie

Jak nazwać ustawę skrojoną pod zamożnych – w momencie brania kredytu – Polaków? Tu trudno nawet mówić o populizmie! Prędzej nasuwają się określenia typu „mafijne działanie ponadpartyjne” albo „głupota”, która też – niestety – jest ponadpartyjna.

Piszę „niestety”, bo gdyby wiadomo było z którą partią głupota się wiąże, można by było popracować nad wykluczeniem danej organizacji z życia społecznego.

Przecież po pierwsze, kurs żadnej waluty nie jest stały. Po drugie, dlaczego ktoś, kogo nie stać na kupienie sobie stumetrowego mieszkania zaciąga kredyt na tak dużą chatę? W normalnym świecie rodzina z dwójką dzieci lub małżeństwo, które tę dwójkę dzieci planuje mieć, wzięłoby kredyt na dwupokojowe mieszkanie ok. 50-60 metrów, a po spłaceniu go, gdyby je byłoby na to stać, powiększyłoby lokum.

Dlaczego ja i moi najbliżsi a także obcy mi najubożsi Polacy mamy płacić za czyjąś pazerność i brak wyobraźni?

Przecież za straty banków poniesione przez ustawę profrankowiczowską zapłacą wszyscy klienci tych banków. Również bezrobotni, którym na bankowe konto przelewa się zasiłek z naszego wspólnego budżetu. Każdy bank szczodrze rozdający przed laty kredyty we frankach szwajcarskich będzie teraz sobie odbijał stratę w różnych drobnych podwyżkach standardowych opłat obowiązujących wszystkich klientów. Nie rozumiem dlaczego większość społeczeństwa ma reperować portfele mniejszości, skoro to większość na ogół decyduje o wprowadzeniu i wyegzekwowaniu prawa. Coś chyba szwankuje z naszymi reprezentantami w Sejmie skoro bronią zdecydowanej mniejszości bez usprawiedliwienia, że bronią słabszych. Bo trudno mieszkańców stumetrowych mieszkań i stupięćdziesięciometrowych domów zaliczyć do kasty najuboższych i najsłabszych. Chyba, że na umyśle.

Niech teraz sobie sami pomogą. Na przykład dwie rodziny [albo trzy bezdzietne małżeństwa] niech zamieszkają w jednym apartamencie a z wynajmu pozostałych niech obsługują swoje kredyty. Rozwiązań jest wiele.

I w końcu pytanie najprostsze: gdyby frank szwajcarski trzymał się na tak niskim poziomie jak dziewięć lat temu, to czy posiadacze stumetrowych mieszkań i stupięćdziesięciometrowych domów podzieliliby się z resztą Polaków „nadwyżką”  uzyskaną dzięki podjęciu ryzyka walutowego, które na siebie wzięli?

Czy następnym razem przyjdzie mi płacić za straty poniesione przez gracza giełdowego, który nie trafił w inwestycję i zamiast zarobić – stracił?